Bełz, Sokal i nie tylko…

To była wycieczka internetowej Grupy Turystycznej Roztocze (GTR) w wakacje 2005 r. Trasa wiodła tym razem nieco dalej niż Roztocze – chcieliśmy poznać fragment kresów, który pozostał w graniach Polski nieco dłużej, bo do 1951 r. Jak to możliwe?

Najpierw w rejonie Krystynopola (obecnie Czerwonogorad) odkryto złoża węgla. Jak powszechnie wiadomo, towarzysz Stalin był przywiązany do paliw kopalnych, zaproponował więc korektę przebiegu granicy. Był to obszar o powierzchni 480 km kwadratowych, w rejonie Krystynopola, Sokala, Bełza i Uchnowa. W zamian dostaliśmy obszar o takiej samej powierzchni, położony na skraju Bieszczadów w rejonie Ustrzyk Dolnych i Lutowisk, ale już bez węgla.

Z Hrebennego jedziemy do Żółkwi. Oto jedna z bram prowadzących na rynek.

Przez Wielkie Mosty jedziemy prosto do Czerwonogradu. Postój przy pomniku górnika. W pobliżu faktycznie widać kopalnie i duże hałdy.

Miasteczko założył w 1692 r. Szczęsny Kazimierz Potocki i nazwał Krystynopolem od imienia swojej żony – Krystyny z Lubomirskich. Warto wspomnieć, że tutejsza parafia miała niegdyś na uposażeniu aż 8 wsi, a nazwy ich wielce ciekawe: Boraty, Dobraczyn, Kłusów, Madziarki, Nowydwór, Parchacz, Sielec i Zawisznia (cytuję za Słownikiem geograficznym Królestwa Polskiego).

Dalej Sokal. Najpierw bowiem krótka wycieczka nad dość rozległy zalew na Bugu, znajdujący się na skraju wsi Skomorochy. Jest tu most, przecinający Bug, ale zbudowany już ponoć po 1951 r., gdy granica przesunęła się całkiem sporo na zach. Niemniej nadal ją tu wyczuwaliśmy, klimatyczne miejsce.

Następnie powrót do Sokala i pieszy spacer przez kolejny most na Bugu, tym razem przedwojenny. Tu też do 1951 r. była granica pomiędzy PRL a ZSRR.

Sokal wzmiankowano już w XV w. Miasto położone na szlaku wypraw Tatarów krymskich co i raz przeżywało najazdy. Nad miastem góruje ufortyfikowany dawny kościół i klasztor bernardynów z XVII w., którego nie udało się zdobyć nawet Chmielnickiemu. To właśnie stąd pochodzi cudowny obraz Matki Bożej Sokalskiej, obecnie znajdujący się w Hrubieszowie. Natomiast przy deptaku stoi imponująca i odnowiona cerkiew z XVI w. Dziś Sokal prezentuje się dobrze, zdecydowanie najlepiej ze wszystkich odwiedzanych podczas tej wyprawy miasteczek.

Teraz boczna szosa. Trochę błądzimy, ale zasięgamy języka i trafiamy gdzie trzeba. W końcu przed nami Waręż. Miasteczko założył Feliks Oszczowski z Oszczowa w 1538 r., na mocy przywileju króla Zygmunta I. Waręż znany jest z kościoła pijarów z XVII w. Gdy swego czasu chciano otworzyć tu kolegium pijarskie, spowodowało to protesty samej Akademii Zamojskiej, powołującej się na przywilej głoszący, że w promieniu 12 mil od Zamościa szkół publicznych otwierać nie wolno. Za pijarami ujęła się jednak miejscowa szlachta i szkołę w Warężu w końcu otwarto. Nasze zwiedzanie utrudnił tu deszczyk, ale na szczęście szybko poszedł sobie gdzie indziej.

Z Waręża widać już Polskę, jak by nie było tędy wiódł niegdyś jeden z głównych traktów prowadzących na Lubelszczyznę, ale my jedziemy dalej. Miejscami widoki na słynną sistemę, w tym miejscu jest  jednak od granicy państwowej całkiem sporo oddalona.

Na trasie osada Pieremysłowcy. Z zakładów przemysłowych to była tu tylko całkiem spora cegielnia. Widok z drogi w tej okolicy bardzo przyjemny.

No i wreszcie Bełz – dawna stolica województwa bełskiego. Przy kościele, przy drodze wylotowej w kierunku Czerwonogradu, na ścianie można nadal zobaczyć herb dawnego województwa.

Prawa miejskie Bełz uzyskał w 1375 r., jednak już w XI w. był on znanym ośrodkiem Rusi Halicko-Włodzimierskiej. Później zasłynął jako ośrodek chasydzki i to nawet z własną dynastią cadyków. Zabytki nadal tu piękne, ale w kiepskim stanie. Przygnębiające wrażenie wywierała kamienica, w której mieszkali jeszcze ludzie, ale która już nie miała dachu.

Za kościołem wycieczka nad rzeczkę o znajomej nazwie – Sołokija. Zwiedzamy także ruiny zamku w Bełzie.

Za miastem niemal bezkresne pola. Dalej Uchnów. Tutejszy piękny kościół ufundowali Krzysztof Dunin wraz ze swoją żoną Marianną z Zaborowskich w 1633 r. Wykonawcą był W. Lenartowicz. Dziś świątynia już tylko w ruinie. U nas niszczeją opustoszałe cerkwie, tu opuszczone kościoły.

Jedziemy wzdłuż linii kolejowej Rawa Ruska – Bełz. Przed nami Rzeczki (Riczki). Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego odnotowuje, że nieopodal, na pobliskich tzw. Łąkach pod przechodem, ma swe źródła potok zasilający pobliską roztoczańską rzekę Ratę.

Połyskującą w słońcu kopułę cerkwi widać było z daleka podczas przejazdów pociągiem Roztocze w wersji do Rawy Ruskiej, już po przekroczeniu granicy. Teraz zobaczyliśmy tę cerkiew z bliska. Tu ciekawostka. Poniżej świątyni, tuż co obok siebie, znajdują się sklep spożywczy i bunkier z linii Mołotowa. Jak przejść za ten bunkier i nieco się pochylić, to można zrobić zdjęcie, na którym całkiem wyraźnie zobaczymy jak na tym bunkrze stoi… cerkiew. Ujście wymyślił, właśnie podczas tej wyprawy – pan Wiesław Lipiec.

Potem jeszcze szybkie zakupy w Rawie Ruskiej. To miasteczko turyści z Polski zwykle jedynie tylko mijają, mknąc szybko do Lwowa. Warto zatrzymać tu się jednak na dłużej. Muszę kiedyś przygotować na ten temat oddzielną stronę.

Podjeżdżamy na puste dziś z tej strony przejście graniczne. Jeszcze ten znaczący napis ostatni sklep przed granicą z cenami ukraińskimi i już jesteśmy w Polsce. Po drugiej stronie kolejka długa, no ale dziś jest piątek wieczór, a poza tym to już nas nie interesuje.
Mijamy Hrebenne. W Potokach pożegnalny obiad (dziś knajpa już nieczynna).

Wakacje 2005 r.