Lasy Lipskie i dolina Sanny: Zaklików – Borów

Wyprawa I

W 2004 r. na kolejowej linii z Lublina do Stalowej Woli Rozwadowa nie było pociągów osobowych zwykłą ranną porą. Pozostał jedynie pospieszny skład Solina o 10.38. Lepsze to niż nic. A ponieważ pociąg ten zatrzymywał się wtedy w Zaklikowie, a ponieważ od dawna chciałem poznać trasę nr 3 z klasycznego przewodnika W. Wójcikowskiego i L. Paczyńskiego Puszcza Solska, Lasy Janowskie i Lipskie, a ponieważ odcinek wokół Zaklikowa liczy ledwie 43 km, a ponieważ czas na wycieczkę do odjazdu pociągu powrotnego wynosił 5 godzin, a ponieważ prognoza pogody była zachęcająca (upał, 32 stopnie, ale bez burz) to wniosek prosty: na rower i w drogę!

W pociągu Solina nowością był wówczas wagon rowerowy, przerobiony z wagonu towarowo-osobowego. Jest w nim kilka zwykłych przedziałów. Są do nich drzwi, ale pomiędzy przedziałami nie ma pełnych ścianek. Powyżej foteli, w ściance, jest po prostu gustownie obita dziura. Ujmując rzecz inaczej, można pogłaskać pasażerów z sąsiedniego przedziału po głowach. Poza tym – dzięki owej dziurze – nasze rowery są cały czas dobrze widoczne. Później takich wagonów w sieci PKP było coraz więcej – i bardzo dobrze!

Wysiadam w Zaklikowie i wyruszam na spotkanie z doliną Sanny. Pierwszy odcinek bardzo piaszczysty. Jadę pograniczem Równiny Biłgorajskiej (należącej do Kotliny Sandomierskiej) i Wyżyny Lubelskiej, wśród krawędziowych wzniesień wyżyny. Robi się nieco podmokle, ale już niebawem wygodniejszy dukt i prostopadła droga leśna w rejonie Ireny. Zjeżdżam do rzeki Sanny i szukam drogi w pobliżu jej biegu. Tu jednak panują niepodzielnie chaszcze. Szczęśliwie odnajduję jednak całkiem szeroki gościniec w lesie. Może Sanna trochę daleko, ale las bardzo ładny. Nadal sporo piachu. Teraz niespodzianka – coś szumi. Wodospady? Nie to tylko pozostałości instalacji młyńskich i zapory wodnej w rejonie osady Łążek Tartak.

Niespodziewanie słyszę grzmoty, zbliża się burza.Wychodzę na otwartą przestrzeń, całe niebo sine. Gdzie tu się schować? Wracam nad rzeczkę. Chwilę potem ostra ulewa. I pomyśleć, że według prognozy miało być słońce! Kontempluję ten fakt siedząc na piasku nad Sanną.

Opady nie były na szczęście długie. Wszędzie jest jednak teraz bardzo mokro, poza tym zrobiło się już dość późno. Docieram więc do pobliskiej szosy i szybko wracam do Zaklikowa. Na stacji melduję się o 16.50. Już niebawem będzie pociąg, tymczasem ponownie słyszę grzmoty. Pociąg wjeżdża na stację. Długi strasznie, wagon rowerowy zatrzymuje się w krzakach. Wsiadam, a chwilę potem rozpętała się kolejna burza.

Natomiast w w Lublinie było już na szczęście po burzy (trzeciej już tego dnia), więc powrót ze stacji do domu bezproblemowy. W każdym razie ten rajd mogę określić wyprawą 3 burz.

Wyprawa II

Na szlak do Zaklikowa powracam kilkanaście dni później. Dojazd ponownie pociągiem Solina. Liczył on dziś 13 wagonów, w tym 4 ukraińskie: dwa do Odessy, jeden do Lwowa i jeden do Kiszyniowa.

Pierwszy odcinek trasy traktuję ulgowo i jadę szosą. Też miło. W Irenie młyn.

Skręcam w prawo i znanym mi już gościńcem jadę przez ciekawe podmokłe lasy. Tym razem nie skręcam do ruin zapory i utrzymuję stały kierunek. W rejonie Łążka Zaklikowskiego docieram do szosy. Zatrzymuję się na moście nad wodami Sanny. Dalej, zgodnie z opisem szlaku, jadę przez Łążek Chwałowski. Tu spotykam wiatę i znaki szlaku rowerowego powiatu stalowowolskiego. Tę trasę już znam. Chwilę potem goni mnie jakiś wściekły pies. Coś te psy nie lubią rowerzystów. Pies szczęśliwie szybko rezygnuje. Dalej leśna droga z boczną wycieczką nad samą Sannę. Trzymam stały kierunek.

Niebawem leśniczówka i już zabudowania Borowa. Docieram do szosy 854 i jadę do centrum. Ładnie tu. Zwiedzam zabytkowy drewniany kościółek, fotografuję rzeźbę Chrystusa Frasobliwego i pomnik marszałka Piłsudskiego (mam już całkiem pokaźną kolekcję zdjęć takich pomników z Roztocza i okolic). Zatrzymuję się także na dwóch tutejszych cmentarzach. Na pierwszym z nich mogiła ofiar wyjątkowo krwawej niemieckiej pacyfikacji z okresu II wojny światowej, na drugim mogiła powstańców styczniowych z krzyżem z cierniowego drzewa.

Zaczyna brakować czasu, miast więc udać się na poszukiwania leśnego pomnika i dalej do wsi o intrygującej nazwie Szczecyn, wracam szosą do Zaklikowa. Do powrotnego pociągu zostało ostatecznie 30 minut.

Wyprawa III

Do pociągu Solina i na szlak wracam miesiąc później. Najpierw szybka jazda do Borowa. Teraz zagadka. Czy odnajdę zagubiony w leśnej głuszy pomnik? Jest zaznaczony na mapie, opisany w starym przewodniku, ale jak będzie w rzeczywistości? Udało się!

Zaliczyłem wprawdzie trochę przedzierania się przez pokrzywy z rowerem, ale co tam. Stoję przy pomniku, który upamiętnia gwardzistów z AL zabitych przez członków NSZ.  Więcej tu

Wsiadam na rower i jadę dalej. Teraz stawy i miejscowość o jedynej w swoim rodzaju nazwie: Szczecyn. Biorąc pod uwagę, że jestem nadal na Lubelszczyźnie, to wrażenie całkiem ciekawe. Jeszcze trochę piachu i już szosa. Ponownie spotykam szlak rowerowy powiatu stalowolskiego. Jadę dalej, zahaczając jeszcze o ciekawe leśne sanktuarium na Radnej Górze. Warto zobaczyć. Teraz jeszcze Zdziechowice, Zaklików i już powrotny pociąg Solina. Trasa skończona.

Lipiec/sierpień 2004