Wąwozy Józkowej Góry koło Dziewięcierza

Prognoza tego dnia przewidywała przelotne opady, tymczasem były to intensywne burze. Ciekawa była sekwencja zdarzeń. Podczas przejazdów samochodem świeciło słońce. Gdy byliśmy w trasie, gdzieś tak 30 minut od opuszczenia samochodu, zaczynał się deszcz, a wkrótce pojawiały się pioruny. Zjawiska te ustępowały, gdy ponownie, pospiesznie nieco, docieraliśmy do samochodu. Burza na Józkowej Górze wyjątkowo nie jest wskazana. W 1997 r. przez okoliczne lasy przetoczyła się koszmarna trąba powietrzna, drzewa były wyrywane z korzeniami, lub łamane jak zapałki na wysokości 2-3 metrów. Ale powróćmy do rajdu z 2006 r.  Zaczynamy w miejscu, gdzie szlak zielony przecina szosę z Dziewięcierza do Werchraty (Update! Z uwagi na pracę bobrów teren został zalany, a szlak zmieniony) . Podchodzimy na wzniesienie. Na razie omijamy wąwozy, kierując się w kierunku Dziewięcierza Moczarów. Tu śliczna przydrożna kapliczka (na zdjęciu powyżej).

Tymczasem gdzieś zniknęło słońce. Po chwili całe niebo jest sine, zaczyna padać deszcz. Jeszcze bardziej przyspieszamy, szczęśliwie po dotarciu do głównej drogi trafiamy na sklep z zadaszeniem. Było całkiem sympatycznie, szczególnie, że w międzyczasie sklep otwarto i można było uzupełnić zapasy. A nad nami przetaczała się kolejna burza. Jakieś pół godzinki później ponownie pojawiło się słońce. No to wracamy do lasu. Po drodze 4 kolory, po dwa dla nieba i po dwa dla łąki.

Jeszcze rzut oka na wzgórza i już jesteśmy na szlaku. Obecnie na tym odcinku prowadzi
on skrajem lasu. Przez mokre piekielnie trawy brniemy dzielnie, bowiem z dużą dozą
prawdopodobieństwa można było założyć, że słoneczko nie poświeci długo i za jakiś czas pojawi się kolejna burza. Tymczasem pojawia się jednak słońce! Wkraczamy w wąwozy Józkowej Góry. Tak pierwotnie prowadził pieszy szlak zielony, jego przebieg zmieniono po wichurze z 1997 r., gdy wszędzie zalegały powalone drzewa. Dziś jest już dużo lepiej. Na drzewie po lewej widać stary zachowany znak szlaku.

Wchodzimy na szczyt Józkowej Góry i leśną dróżka schodzimy w kierunku Werchraty. Wychodzimy na otwartą przestrzeń. Okazuje się, że w międzyczasie niebo przybrało ponownie ciemny kolor to kolejna burza. Niemniej kolorki fantastyczne! Pomruki odległych jeszcze nieco grzmotów już mniej ciekawe.

Ta burza jednak już nas ominie, szczęśliwie zdążymy przed nią dobiec do samochodu.

Maj 2006 r.