Przejście wzdłuż granicy państwowej na odcinku roztoczańskim: Radruż – Hrebenne

Huta Kryształowa – Radruż – Dziewięcierz Moczary – wzgórze 352 m n.p.m. – Prusie – Siedliska Tomaszowskie – Hrebenne

Granica ma coś w sobie. Na pewno jest to pewna aura tajemniczości. W przypadku Roztocza przełomem był 1996 r. i wydanie słynnego już przewodnika Polska Egzotyczna Grzegorza Rąkowskiego. Autor zaproponował trasę prowadzącą wzdłuż wschodniej granicy Polski. Autor nie trzymał się wprawdzie ściśle okolic pasa drogi granicznej, ale cały czas pozostawał gdzieś na pograniczu. Potem pojawił się pewien artykuł. Była to relacja z jednego z ciekawszych pomysłów turystycznych zamieszczona w miesięczniku Polityka nr 40/2000 (2265). Mowa tu o samotnym przejściu całej granicy dookoła Polski, którego dokonał nauczyciel WF-u z Gniezna, Ryszard Olchowik. Przy okazji wpisał się on w annały jako pierwszy turysta, który tego dokonał. Realizowane w wolnych chwilach przejście zajęło 11 lat (1989-2000). Było ono momentami ekstremalne, bowiem trasa niemal cały czas prowadziła pasem ziemi granicznej, nawet jeżeli wypadał on akurat na środku bagna. O odcinku roztoczańskim nie ma tam wiele, ale cała opowieść robi wrażenie.

W moim przypadku, po wielu wypadach prowadzących tak przez polską, jak i ukraińską część Roztocza, także przyszedł czas na pogranicze. Trasa została pokonana przy okazji dwóch jednodniowych wypadów: 1 dzień w 2003 i 1 dzień w 2004 r. . Było ciężko (wystarczy wspomnieć, że np. przejście z Moczarów do Hrebennego zajęło 5 godzin, choć to tylko 11 km), ale i ciekawie. Wrażenia z przejścia są całkowicie odmienne od tego, co można zobaczyć już choćby tylko kilkaset metrów dalej od granicy. Tu jest tak, jak w Beskidach: górskie lasy, wąwozy i jedyna w swoim rodzaju panorama z wzniesienia w pobliżu Dziewięcierza Moczarów. Piękna trasa! Zdjęcia, które zamieszczam poniżej, są już niestety nie do powtórzenia. W terenie nie ma już zieleni, ponieważ pas graniczny całkowicie zaorano i w takim stanie jest cały czas utrzymywany. To jest konieczność, żyjemy wszak obecnie w zdecydowane mniej bezpiecznych czasach niż w 2004 r.

Zgodnie z przepisami na tym odcinku granicy państwa na pas drogi granicznej wchodzić nie wolno, aczkolwiek wolno przebywać w jego pobliżu (za pas drogi granicznej uznaje się pas o szerokości 15 metrów). Koniecznie trzeba mieć przy sobie dokument potwierdzający tożsamość, najlepiej także zgłosić się uprzednio w placówce Straży Granicznej.

Wyprawa I

Pierwsza wyprawa zaczęła się w okolicy Huty Kryształowej. Wędrujemy wygodną drogą równoległą do granicy. Schodzimy z wierzchowiny. Droga zanika, a w dole zaczynają się bagna. Odbijamy tu dość daleko w bok i wkraczamy na łąki. Po przekroczeniu potoku Baszenka wracamy w interesujący nas rejon. Nieopodal wieś Radruż. Przed nami rozległe przestrzenie. Granicy miejscami prawie nie widać, trzeba więc zachować ostrożność. Pojawiają się pozostałość dawnej sistiemy.

Zbliżamy się do skraju Roztocza. Słońce praży niemiłosiernie. Mijamy wąwozy i rzeczkę Radrużka. Dalej stara kapliczka, niestety w ruinie.

Nie zapominajmy, że Roztocze to kraina wzgórz.

Jeszcze trochę otwartej przestrzeni i zaczyna się las. Niebawem kłopoty. Pas ziemi granicznej jest wprawdzie wreszcie wyraźny, ale na niego konsekwentnie nie wchodzimy, a w pobliżu są takie krzaki, że trzeba znacząco oddalić się od granicy. Na szczęście później sytuacja się normuje. Jeszcze wysokie wzniesienie i już zejście do osady Dziewięcierz Moczary. Tu jeszcze wypad na przepiękne wzgórze graniczne (352 m n.p.m.). Panorama  stąd prawdziwie górska.

To w dużej mierze rezultat trąby powietrznej z 1997 r., która znacząco przetrzebiła w tym rejonie lasy.

Potem powrót do Moczarów na skróty, czyli przez krzaki i jeżyny. Nie każdy skrót skraca drogę.

Wyprawa II

Na kontynuację przejścia trzeba było zaczekać ładnych parę miesięcy. Start z Dziewięcierza Moczarów. Najpierw rozgrzewka i podejście na widokowe wzniesienie graniczne. Potem lasy. Postój na skraju najbardziej wysuniętego na wsch. krańca wsi Moczary. Regeneracja sił się przyda, bo wchodzimy w rejon głębokich wąwozów.

Wygląda to niesamowicie. Wyraźny i wygodny wąwóz, zachęcający do penetracji, ale w poprzek niego przebiega granica państwowa. Gdyby nie tabliczka: granica państwa można by ulec złudzeniu, że żadnej granicy tu nie ma. Jednak jest i cały czas należy o tym pamiętać!

Zbliżamy się do wsi Prusie. Pomiędzy drzewami okresowo prześwity, widać stąd kawał świata. Przy zejściu z wysokiego wzniesienia ogromna ilość wawrzynków wilczełyko i ograniczony widok na przeciwległe wzgórze. Tam ciekawostka: pas ziemi granicznej zarośnięty, a po obu jego stronach prowadzą szerokie piaszczyste drogi. Tymczasem trzeba zejść do doliny. Tu kolejowe przejście graniczne (tor szeroki). Za nasypem teren wielce podmokły. Idziemy tu po torach przebiegającej nieopodal normalnotorowej linii Bełżec – Przeworsk.

Wzgórza kończą się, nie oznacza to jednak, że teraz będzie płasko. W lesie spotykamy wydmy, a pomiędzy nimi obniżenia, a w nich woda. Ciężko to obejść. Docieramy do Siedlisk. Z daleka widok na cerkiew. Przechodzimy obok rezerwatu Jalinka. Poniżej jedno z drzew w starym parku.

Teraz odbijamy w bok, opuszczając ostatecznie rejon granicy. Wychodzimy na skraj ogromnego kompleksu stawów. Za nimi drogowe przejście graniczne i cerkiew położona na wysokim wzniesieniu. To już Hrebenne i koniec trasy.

Maj 2003 i marzec 2004 r.