To był mój drugi koncert Chrisa. Jego zasadniczą część stanowiło zagranie w całości dwóch albumów: Moonfleet (2010, faworyt artysty) i Into the Light (1986, najlepiej sprzedająca się płyta de Burgha w całej dyskografii), a na koniec jeszcze kilka hitów spoza tych płyt. W sumie niemal 3 godziny muzyki, rewelacyjnie wręcz nagłośnionej: każdy dźwięk był czysty i wyraźny. Oby tak częściej…
Moonfleet – to mogło być pewnym zaskoczeniem dla polskich fanów, bo u nas, tak jak i w wielu innych krajach płyta przeszła niestety bez echa. Ja miałem łatwiej. Gdy po raz pierwszy zobaczyłem artystę na żywo (maj 2013 r., warszawska Sala Kongresowa), to w setliście znalazły się dwie piosenki właśnie z tej płyty. O związanej z nią opowieści Chris mówił z wyjątkowym żarem, toteż ponieważ w sklepiku w kuluarach można było kupić zestaw CD + książka, nie namyślałem się ani chwili.
Moonfleet to album mocno wykraczający poza podstawowe klimaty Chrisa, z morską nutą, który ujął mnie od razu. Jest to też jedyny concept album artysty, czyli po prostu muzyczna wersja wspomnianej książki. Mowa tu o wydanym po raz pierwszy w 1898 r. dziele Johna Meade Falknera Moonfleet. To opowieść o żeglarzach, piratach, przemytnikach, ciężkiej winie, odkupieniu i miłości (kto leniwy, może przeczytać po polsku, u nas książkę wydano pod osobliwym tytułem Diament Mohuna, do kupienia za grosze na Allegro). Na koncercie pomiędzy piosenkami, tak jak na oryginalnej płycie, można było posłuchać fragmentów książki, jednak nawet jeśli ktoś dobrze zna angielski, to pozna tylko malutkie obrazki większej całości. Zdecydowane polecam całą książkę! Świetna na wakacje, ja przeczytałem ją w Dolomitach.
Gdyby ktoś mi kilka lat temu powiedział, że dane mi być na koncercie Chrisa de Burgha, na którym zagra pełny program Moonfleet to bym powiedział: niemożliwe, nigdy. Ale przecież nigdy nie mów nigdy. Warszawska publiczność wydawała się początkowo jakby zaskoczona nieco odmiennym obliczem artysty, ale ostatecznie przyjęła tę pierwszą część koncertu z entuzjazmem. Chris nieco podlizał się publiczności, wyznając, że polska wódka jest najlepsza na świecie (a piwo to pochodzący z jego rodzinnej Irlandii Guiness). A tak na poważnie, to muza po prostu obroniła się sama! Po symfonicznym wstępie (The Moonfleet Overture) pieśni takie, jak Go Where Your Heart Believes, Have a Care, The Escape, Treasure and Betrayal, The Storm – toż to prawdziwe perły! No i na koniec przecudna ballada Greater Love. I to wszystko na żywo! Co obecnie unikalne, w tej części koncertu – na życzenie artysty – nie wolno było robić zdjęć i filmów. Dzięki temu widzowie mogli głębiej zanurzyć się w specyficznym klimacie opowieści – i o to Chrisowi właśnie chodziło.
Po dwudziestominutowej przerwie i zmianie dekoracji fotki można już było robić. Przy okazji mogliśmy się przekonać, że Chris nie przepada za brytyjskim premierem Borisem Johnsonem. Tak by wynikało z prezentu, który chodzi mu po głowie. Gdy premier wyjedzie na czas dłuższy, na przykład 2 tygodnie, Chris bardzo chętnie podrzuciłby mu sporą rybę, spodziewając się, że po tych 2 tygodniach będzie już pięknie śmierdziała…
Główna część drugiej części koncertu to wspomniany album Into The Light, którego sprzedaż do kosmicznych rozmiarów pociągnął przebojowy singiel The Lady in Red. Utwory zostały zagrane w oryginalnej kolejności, z wyjątkiem Lady, która trafiła do najmocniejszej ostatniej części koncertu. W części albumowej zamiast Lady Chris zaśpiewał Borderline. To piosenka z pierwszego winylowego (bo innych wszak wtedy nie było) albumu Chrisa, który miałem w rękach – The Getaway z 1982 r. Kosztował w Pewexie 8 dolarów, kto pamięta tamte czasy, wie jak zawrotna to była suma. Ale warto było. Szczególne wrażenie wywarła na mnie trzyczęściowa suita The Revolution – to nadal brzmi świetnie! Na warszawskim koncercie usłyszeliśmy wspomnianą balladę Bordeline – to zarazem chyba najgoręcej oklaskiwana piosenka z całego koncertu, ale też i wykonana została wyjątkowo pięknie. Poza tym z tej samej płyty Where Peaceful Waters Flow a już prawie na koniec ostre Don’t Pay the Ferryman.
W międzyczasie kolejne hity: doczekaliśmy się w końcu The Lady in Red. Od lat podczas wykonywania tej piosenki artysta schodzi ze sceny i przechadza się po całej sali fotografując z fanami i oczywiście cały czas śpiewając. Zdjęcie pokazuje chwilę, gdy Chris zbliżył się do naszego sektora. Dosłownie dwie sekundy później dane mi było osobiście przybić artyście piątkę…
Dalej Missing You, cover hitu grupy Toto Africa, nie mogło też oczywiście zabraknąć rockowego High on Emotion.
No i bisy. Od dekady niezmiennie ballada The Snows of New York z albumu Beautiful Dreams (1995 r.) i raz jeszcze The Moonflet Finale: Go Where Your Heart Believes. Pięknie było!
P.S. Artysta o którym stacje radiowe jakoś zapomniały nadal nie ma problemu z zapełnieniem całkiem sporej hali, jaką jest Torwar. Piękne, prawda?
CHRIS DE BURGH, CLASSIC ALBUMS TOUR, HALA TORWAR, WARSZAWA, 24.11.2019, godz. 18.00
SET 1: ALBUM „THE MOONFLEET”
1. The Moonfleet Overture
2. The Light on the Bay
3. Have a Care
4. Go Where Your Heart Believes
5. The Escape
6. The Days of Our Age
7. The Secret of the Locket
8. My Heart’s Surrender
9. Treasure and Betrayal
10. Moonfleet Bay
11. The Storm
12. Greater Love
13. The Moonfleet Finale: Go Where Your Heart Believes/ Greater Love
SET 2: ALBUM „INTO THE LIGHT” & OTHER STORIES
14. Last Night
15. Fire on the Water
16. The Ballroom of Romance
17. Borderline
18. Say Goodbye to It All
19. The Spirit of Man
20. Fatal Hesitation
21. One Word (Straight to the Heart)
22. For Rosanna
23. The Leader
24. The Vision
25. What About Me?
26. Where Peaceful Waters Flow
27. The Lady in Red
28. Africa
29. Missing You
30. Don’t Pay the Ferryman
31. High on Emotion
BISY:
32. The Snows of New York
33. The Moonfleet Finale: Go Where Your Heart Believes/ Greater Love